Teksty

Dr hab. Rafał Łubowski

Uniwersytet Artystyczny im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu

22.12.2023 r., Poznań

Fragmenty recenzji pracy habilitacyjnej pani dr M. Gorzelewskiej-Namioty  „Czy artystce wolno być matką?”

źródło: https://bip.asp.waw.pl/artykul/675/12554/dr-malgorzata-gorzelewska-namiota-uniwersytet-marii-curie-sklodowskiej-w-lublinie

„Pani doktor Małgorzata Gorzelewska-Namiota ma bogate doświadczenia artystyczne. Tworzy Ona prace z dziedziny grafiki, malarstwa, ale również jest autorką rozmaitych obiektów przestrzennych oraz artefaktów wizualnych o charakterze eksperymentalnym […] Jako Recenzent, przypomniane powyżej [ tj. Po ziemniaki, 2013; Po rzodkiewki, 2016] eksperymenty ekspozycyjno-przestrzenne realizowane także przez Malarkę w podoktorskim okresie Jej działalności artystycznej, uważam za bardzo cenne i wartościowe, jak również godne najwyższej uwagi i szczerego uznania. Podobnie wysoko oceniam też eksperymentalne inwencje twórcze Habilitantki, które wpłynęły na wykreowanie specyfiki i oddziaływania praktycznej pracy doktorskiej pani Małgorzaty Gorzelewskiej-Namioty, w której to pracy, między innymi, pojawiły się dźwiękowe nagrania, znakomicie skonfrontowane z niekonwencjonalnie potraktowanymi artefaktami malarskimi, stającymi się swego rodzaju „enklawami pamięci” dotyczącymi życia i wspomnień bliskiej krewnej Autorki – osoby skądinąd bardzo ważnej w prywatnej biografii Artystki. […] chciałbym podkreślić, że eksperymentalne i otwarte podejście do poszukiwań artystycznych – eksplorujące, między innymi: interdyscyplinarne próby poszerzania granic medium malarstwa, otwieranie się na potencjał innych niż malarstwo dyscyplin i obszarów twórczych oraz przewartościowywanie konwencjonalnych standardów dotyczących np. kształtu pikturalnego podobrazia oraz sposobów eksponowania nietypowego artefaktu malarskiego – stanowi moim zdaniem wielką i cenną zarazem wartość sztuki Habilitantki (także tej tworzonej przez Kandydatkę w podoktorskim okresie Jej działalności). […] Istotna wydaje się też w tym kontekście zdolność pani dr Małgorzaty Gorzelewskiej-Namioty do takiego wykorzystania „wątków” osobistych i prywatnych w tworzonej przez siebie sztuce, że nabierają one bardziej ogólnej i „uniwersalnej” jednocześnie wymowy treściowej, metaforycznej czy symbolicznej – w pewnych przypadkach silnie korespondującej również z wybranymi, ważnymi aktualnie współczesnymi przemianami kulturowymi.
[…] Z całą pewnością w całym dotychczasowym dorobku artystycznym pani dr Małgorzaty Gorzelewskiej-Namioty da się wskazać wiele udanych i zasługujących na szczególne uznanie i bardzo wysoką ocenę dzieł wizualnych. Przykładowo, do najciekawszych moim zdaniem prac Habilitantki z przeddoktorskiego okresu Jej twórczości należeć mogą kompozycje z roku 2010, zatytułowane odpowiednio: The dripping machine oraz Nokturn F-dur op nr 1; jak również niekonwencjonalny „podłogowy obraz” z roku 2013, opatrzony przez Autorkę tytułem: Po ziemniaki. Z kolei wyróżniającymi się dziełami Kandydatki z serii Jej prac doktorskich są w mojej opinii, takie realizacje z 2013 roku, jak: Trzeba serce pokazać, Święto Jordanu, Zosia czy Ślub. Wiele bardzo interesujących prac Habilitantki pochodzi także z podoktorskiego okresu Jej twórczości. Przykładowo, moją szczególną uwagę zwróciły w tym kontekście cztery prace z 2017 roku, zatytułowane odpowiednio: I.K.A.R. Istota, I.K.A.R. Kamuflaż, I.K.A.R. Atrapa oraz I.K.A.R. Rozpoznanie. Można przypuszczać, że prace te tworzą „swoistą serię”, znakomicie rozegraną pod względem formalnym, intrygująco zróznicowaną pod względem stylistycznym oraz dodatkowo, aluzyjnie kreującą bardzo poruszającą narrację o charakterze treściowo-symbolicznym. Poza tym moje uznanie wzbudza również niekonwencjonalny „obiekt naścienny” z 2019 roku pt. Pomiędzy. […] opisywana praca jest bardzo odległa od medium tradycyjnie pojmowanego malarstwa figuratywnego i w tym, moim zdaniem, tkwi jej ogromna siła i potencjał, który kreowany jest również przez swoistą „interaktywność” oraz wizualną, pozytywnie pojmowaną prostotę omawianego obiektu. Innymi pracami z podoktorskiego okresu twórczości Kandydatki, które uważam, z różnych powodów, za cenne i bardzo interesujące – są niekonwencjonalnie eksponowane kompozycje malarskie z lat 2016 i 2018, kompozycje o adekwatnie zmodyfikowanych kształtach podobrazia, zatytułowane odpowiednio: Codzienność i Po rzodkiewki. Kilka znakomitych prac autorstwa dr Małgorzaty Gorzelewskiej-Namioty można również odnaleźć w wytypowanym przez Nią wskazanym osiągnięciu artystycznym (dziele habilitacyjnym). […] kilka, bardzo ważnych moim zdaniem, zalet ww. dzieła [Czy artystce wolno być matką?]. Po pierwsze: jego istotną „polemiczną wartość kulturową”, wskazującą na problemy artystek, kobiet oraz potencjału i trudności macierzyństwa, lecz bez powielania stereotypowych klisz dotyczących pojmowania i interpretowania ww. zagadnień. Po drugie, bardzo dojrzałe, wieloznaczne, cenne i trafne zarazem przełożenie wątków i „reminiscencji” autobiograficznych Autorki na płaszczyzny bardziej wieloznacznych rozważań kulturowych; oraz, po trzecie, konstruktywne, interdyscyplinarne, i w pewnych przypadkach także eksperymentalne, otwarcie pani dr Małgorzaty Gorzelewskiej-Namioty, jeśli chodzi o dobór środków realizacyjnych wykorzystywanych przez Nią w kreacji całości wskazanego dzieła habilitacyjnego – dobór; wykraczający zdecydowanie poza medium samego li tylko malarstwa. […] chciałbym podkreślić, że najwyżej oceniam w omawianym dziele habilitacyjnym te prace, w których Kandydatka nie wykorzystuje medium malarstwa w kontekście obrazowania figuratywnego, a więc przede wszystkim realizacje rzeźbiarskie (np. Ciążenie) i quasi rzeźbiarskie (Wypełnienie) oraz niekonwencjonalne obiekty przestrzenne (np. Bujanie; seria Momenty; czy cykl Cięcie: Pierwsze, Kolejne, Ostatnie). Interesujące wydają się także prace zatytułowane odpowiednio: Sztuka poświęcenia oraz W chowanego – ze względu na nieobecność w nich elementów „ilustracyjności” oraz dosłowności ujęć figuratywnych, jak również podejmowanie pewnych zaskakujących tropów eksperymentalnych. […] Pani doktor Małgorzata Gorzelewska-Namiota podejmuje w swojej twórczości z dziedziny sztuk plastycznych bardzo interesujące poszukiwania artystyczne, nacechowane w pewnych przypadkach zaskakującymi ujęciami eksperymentalnymi. Choć najbliższe wydaje się Jej malarstwo, to Kandydatka otwiera się także w swej praktyce twórczej na potencjał innych rozwiązań medialnych. Tworzona przez Nią sztuka ma zauważalny potencjał kulturowy, emotywny, symboliczny i artystyczny. Warto podkreślić też, że wątki autobiograficzne potrafi Habilitantka bardzo sugestywnie przekształcać w swych wypowiedziach artystycznych w narracje o bardziej ogólnej i „uniwersalnej” zarazem wymowie – wymowie, która może korespondować z wybranymi współczesnymi przemianami i przewartościowaniami kulturowymi.”

 


Justyna Gongała

Galeria Wspólna Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy

28.06.2017 r. Bydgoszcz

Wycinki

„Wystawa Małgorzaty Gorzelewskiej-Namioty to malarski pamiętnik – nie jej prywatny, lecz poświęcony losom Babci. Artystka uwiecznia w nim to co zapamiętała sama, i to czego pamiętać nie mogła – babcine opowieści o czasach powojennego, spędzanego na lubelskiej wsi życia. W relacjach tych sporo jest znanej historii, ludowych mądrości i prawd o naturze. Jednak nie mamy wątpliwości, że ta narracja jest bardzo osobista.

W wycinkach wspomnień lubelskiej artystki Babcia dokarmia kury i lepi pierogi. Udaje się po ziemniaki, lecz nie do sklepu a pod podłogę – gdzie rozpościera się wypełniona zeszłorocznymi plonami piwnica. W ilustracyjnym stylu, o nieco baśniowym nastroju artystka poetyzuje tę podpatrzoną codzienność. A przy tym pozostaje wrażliwa na realistyczny szczegół. Jej uwadze nie umknie żaden siwy włos ani zmarszczka, a tym bardziej feeria wzorów i barw na babcinych spódnicach.

Z obrazów tych emanuje pogodny nastrój, ale wyczuwa się też nostalgię. Melancholijny jest portret samotnej kobiety z zakurzoną ślubną pamiątką. Możemy też dostrzec jak na poszczególnych pracach wizerunek Babci w znamienny sposób się zmienia. Na jednej kobieta bez trudu schyla się po rzodkiewki a na kolejnej daje znać o dolegliwościach podeszłego wieku, wymownie kładąc dłoń na obolałych plecach.

Co istotne, te iluzjonistyczne obrazy bez tła, niczym rzeźby sprawiają, że jej postać wydaje się nam obecna. Efekt ten potęguje pozostała, złożona część ekspozycji – zagadkowe malarskie wizualizacje babcinych wspomnień, dopełnione żywiołowymi nagraniami jej osobistych relacji, które pozwalają przenieść się w czasie, w rozmaite historie i miejsca.

Dzieje, których mamy okazję wysłuchać są różne: radosne, zadziwiające, tragiczne. Nie dziwi zatem, że ich plastyczne symbole się różnią – nastrojem, skalą, techniką. Łączą je zaś organiczne barwy, a także detale wprost wzięte z natury, takie jak woda, piasek, drewno czy kwiaty. Tym rozwiązaniem artystka dobitnie podkreśla szczególny charakter wiejskiego życia – silne przywiązanie do ziemi, poddanie jej prawom i rytmom.

Dzieła Gorzelewskiej-Namioty tworzą swego rodzaju multimedialny spektakl, w którym malarstwo łączy się z żywym słowem, natura współgra ze sztuką. A taki zapis pamięci trafnie oddaje fenomen wspomnień, który szczególnie nurtuje artystkę. Te przecież często ulegają mniej lub bardziej świadomym kreacjom, zmianom, zatarciom i celowym ubarwieniom.

Wystawę malarki można odbierać na wiele sposobów. Dla samej artystki to przede wszystkim hołd złożony ukochanej Babci, której rola w stworzeniu tego dzieła jest nie do przecenienia. Twórczość Gorzelewskiej-Namioty to jeden z licznych dowodów na to, jak inspirujące i ważne jest dla nas dziedzictwo starszych. To ono buduje naszą tożsamość i gwarantuje poczucie więzi z przeszłością, mimo że świat tak dynamicznie się zmienia.”


Dr hab. Małgorzata Stępnik

Instytut Sztuk Pięknych, Wydział Artystyczny UMCS

3.03.2014 r. Lublin

Imaginowanie pamięci. Sacrum ulotnych obrazów.

Malarstwo Małgorzaty Gorzelewskiej-Namiota w Galerii Zajezdnia.

 

           „Dzieło sztuki jest nierzeczywistością – stwierdza Jean Paul Sartre na stronach swego L’imaginaire.[1] Istotnie, wszelkie imaginaria istnieją poza domeną fizyczności, w wolnej przestrzeni umysłu. Ulotność i zwodniczość obrazów są najprawdopodobniej tym właśnie, co tak bardzo nas w nich uwodzi. Myślę, że przesądza o tym również ich poniekąd ekskluzywny charakter. Każdy z nas jest wszakże jedynym depozytariuszem wywoływanych przez siebie obrazów, jedynym kustoszem i widzem w budowanym na przestrzeni życia, jak rzekłby André Malraux – muzeum wyobraźni. Niepodobna przecież – dysponując jedynie ograniczonym spektrum zmysłów i niedoskonałą percepcją – przeniknąć cenestezyjną głębię cudzego umysłu, odtworzyć czyjś postrzeżeniowy kosmos, zrekonstruować architekturę wspomnień drugiego człowieka. Paradoksalnie jednak, to właśnie obrazy, owe cudowne, efemeryczne nie-byty, budują tkankę ludzkiej pamięci, dodam – pamięci co prawda synestetycznej, w największym jednak stopniu zikonizowanej.

Malarski cykl autorstwa Małgorzaty Gorzelewskiej-Namiota, opatrzony tytułem Wycinki wspomnień, wykonany jako dyplom doktorski pod kierunkiem Prof. Stanisława Baja (ASP w Warszawie), a prezentowany od dnia 3 marca w przestrzeniach Galerii Zajezdnia, stanowi nader interesującą i przeprowadzoną z pełną malarską maestrią próbę wyimaginowania uniwersum doświadczenia i pamięci bliskiej Autorce osoby. W tychże jedenastu obrazach namalowanych techniką akrylową na płycie mdf, a powstałych zaledwie w rok czasu (2013), odnajdziemy piktorialną interpretację opowieści babci Artystki, relacji snutych spontanicznie, z lekkością, w intymnej atmosferze domowego zacisza. Audialny zapis owych krótkich, kilkuminutowych narracji, które stały się pretekstem i kanwą dla malarskich rozwiązań, stanowi zatem istotne uzupełnienie obecnej ekspozycji.

Zwiedzając wystawę przygotowaną przez tę niezwykle uzdolnioną malarkę stajemy się niejako świadkami dialogu pomiędzy babcią i wnuczką, rezonowania ich emocjonalnych światów, podobieństwa we wrażliwości; projektując zaś na to wszystko własne odczucia, w rzeczy samej, jako widzowie wprowadzamy sytuację swoistego polilogu. Nie bez powodu zresztą, nawiązując do psychoanalitycznej nomenklatury, używam tu terminu „projekcja”. Warto bowiem odnotować, że ten przestrzenny kontekst pięknie podkreśliła okrągła forma sali wystawienniczej udostępnionej Artystce wcześniej dzięki uprzejmości Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Św. Trójcy w Warszawie. Cylindryczna forma przestrzeni wystawienniczej żywo przywodzi przecież na myśl metaforę Platońskiej jaskini, po której ścianach płynnie prześlizgują się migotliwe cienie i obrazy raz to płonące, raz gasnące, przywoływane przez zwodniczą pamięć.

W obrazach Małgorzaty Gorzelewskiej-Namiota następuje swoista sakralizacja rzeczy zwyczajnych, najpowszedniejszych. Wycinki wspomnień są w pewnym sensie – podobnie jak powieści Wiesława Myśliwskiego, którymi zafascynowana jest Artystka – peanem na cześć zwyczajnej, prostej egzystencji. W tym kontekście, noszą też niewątpliwie ślad inspiracji pod każdym względem wyśmienitym malarstwem Stanisława Baja. W warstwie ikonograficznej rzeczonego cyklu można także doszukać się pewnych aluzji do tajemnej aury wiejskich pejzaży mistrza American scene painting – Andrew Wyetha. Skoro zaś dotykamy wątków amerykańskich – sądzę, że w myśleniu swoim Autorka wystawy zbliża się również ku estetyce Walta Whitmana (skondensowanej niejako w tomie Leaves of Grass z 1855 roku), który nie miał najmniejszej wątpliwości, iż majestat i piękno świata drzemią w każdej jego drobinie. Nade wszystko jednak, obrazy Małgorzaty Gorzelewskiej-Namiota są hołdem złożonym Dobremu Człowiekowi, starszej pani, która radzi swej wnuczce: Trzeba serce pokazać. Tak, Kociuniu

Prezentowany cykl można – jak deklaruje Artystka w tekście autoreferatu – oglądać i odbierać bez wnikania w warstwę anegdotyczną. Rzeczywiście, mówiąc w przenośni, bez owego sprawczego Logosu są one i tak urokliwe, interesujące już choćby pod względem oryginalnego ukształtowania podobrazi, sposobu traktowania faktury, czy też wysmakowanych, monochromatycznych zestrojów przywodzących na myśl tradycję Courbetowską. Takaż zgaszona, brunatno-szara tonacja pięknie ilustruje jakże dobitnie onegdaj podkreślaną przez naturalistów jedność ożywionego świata, organiczne włączenie istoty ludzkiej w cykle i rytmy przyrody.

Jakkolwiek, ta anegdotyczność właśnie, mocne osadzenie w konkretnych historiach, sprawia że dostrzegamy w omawianych obrazach znacznie więcej ponad popis technicznej maestrii. Bez owej „anegdoty” – programowo odrzucanej przez kolejne fale Awangardy, a szczęśliwie ożywającej w dobie Postmoderny – misterna koronka drzew przypomina jedynie elegancję monochromów Mondriana, czy Kline’a (Ludzie i ludziska); nie znamy uczucia grozy, które winno nas oglądających w tym wypadku przenikać. Bez udziału wyjaśniającego Słowa, w sposób błędny, a przynajmniej „płaski” możemy odczytać znaczenia zapisane w obrazie opatrzonym tytułem Święto Jordanu. To dopiero ukryta za nim narracja zamienia profanum geometrycznego obiektu wypełnionego wodą w sacrum świątecznego przerębla, miejsca, gdzie onegdaj, w mitycznych, lepszych czasach wspólnie modliła się Cerkiew i Kościół, gdzie , jak powiada babcia Artystki – zgoda była

Z pewnością, na osobną uwagę zasługuje sposób ustrukturowania i rozmieszczenia malarskich podobrazi w Wycinkach wspomnień. Czynność cięcia zawarta pośrednio w tytule wystawy znajduje swój analogon w postaci podobrazi przyciętych na kształt malowanych obiektów (vide zwłaszcza Extra krowa, Ślub, Świadek i Znajduch). Niektórym obrazom towarzyszą również ulotne przedmioty stanowiące wizualną metaforę, istotne dopowiedzenie danej „sceny” – na przykład białe płatki róż rozsypane pod wizerunkiem Zosi, (namalowanym niemal w typie trompe l’oeil). Być może najsilniej uwagę widza przykują Dzieci w szafce, realizacja będąca de facto przedmiotowo-obrazową instalacją, prowokującą wręcz przez swą niezwykłą formę do konkretnego działania. Mnie zaś osobiście najbardziej urzekł Świadek – malarska instalacja, której istotny element stanowi lustro. Odbicie w lustrzanej tafli posiada wspaniałą, bogatą tradycję ikonograficzną, o której jakże zajmująco pisze choćby John Berger w słynnych Sposobach widzenia. Lustro pojawia się już jako atrybut starożytnych bogów, by przeniknąć po wiekach do literatury pięknej (Oko Nabokova), by funkcjonować niekiedy jako subtelny symbol pop-kultury (Autoportret Lichtensteina), by stać się ważnym rekwizytem towarzyszącym pytaniom o tożsamość (akcje Michelangelo Pistoletto). Oczywiście, to tylko nieliczne przykłady… W każdym razie, i w tym wypadku, dopiero opowieść babci Artystki wyjaśni odbiorcy dokładniej kontekst lustra użytego w Świadku.

Ów charakterystyczny sposób formowania podobrazi może przywodzić na myśl szczególnie intensywnie rozwijaną w latach 60. ubiegłego wieku tradycję shaped canvas paintings wywodzącą się jeszcze prawdopodobnie ze sculptural paintings Abrahama Tobiasa (lata 30.), dziś na przykład kontynuowaną w Polsce przez Jana Mioduszewskiego (ur. 1974). Poza „ortodoksyjnym” nurtem shaped canvas paintings – w którym mieszczą się między innymi działania Franka Stelli, Barnetta Newmana, czy Kennetha Nolanda – malarsko-przestrzenne, tudzież  piktorialno-rzeźbiarskie hybrydy pojawiają się w twórczości Roberta Rauschenberga (combine paintings), Jaspera Johnsa (cykl Flag), a w pewnym sensie także w spacjalistycznej formule Lucio Fontany. Są to jednak zbieżności jedynie powierzchowne, by nie rzec – pozorne. O ile bowiem np. kształtowane płótna Stelli (cykle Protractor oraz Irregular Polygons) wpisują się w chłodną, zobiektywizowaną, minimalistyczną tzw. post-painterly abstraction (Clement Greenberg), a nacinane obrazy Fontany wynikają z chęci zunifikowania przestrzeni malarskiej i poza-malarskiej; o tyle w Wycinkach wspomnień Gorzelewskiej-Namiota odejście od zwykłej, prostokątnej formy interpretować można raczej jako manifestację odejścia od dwuwymiaru sfery profanum w stronę wielowymiaru sacrum prywatnej historii. Zerwanie z prostokątną formą, albo przynajmniej jej znaczące naruszenie, traktować można jako odejście ku czemuś, co wymyka się chłodnemu, racjonalnemu opisowi. A taka jest właśnie natura snów o przeszłości.

Nasza pamięć jest stale ewoluującym, hybrydalnym organizmem. Nasze wyobrażenia są w pewnym sensie zatomizowane. Cytowany na wstępie Sartre czyni istotną dystynkcję właśnie pomiędzy postrzeżeniem, a wyobrażeniem, którego poszczególne składniki nie wchodzą w żadne stosunki z resztą świata,[2] nie wikłają się w jarzmo logicznych relacji. Stąd też wystawa dedykowana prywatnej, intymnej pamięci  przyjęła najwłaściwszą z możliwych bo wycinkową, niejako kalejdoskopową, w sposób intrygujący ustrukturowaną w przestrzeni formę. Będzie to z pewnością prawdziwa uczta dla Oka i Ducha.”

 

[1] J.P. Sartre, Wyobrażenie. Fenomenologiczna psychologia wyobraźni, przeł. P. Beylin, PWN, Warszawa 1970,    s. 343.

[2] Tamże, s. 25.


Prof. Stanisław Baj

Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie

7.08.2013 r. Warszawa

 

„Twórczość Gosi Gorzelewskiej-Namioty jest malarskim i rysunkowym zapisem doznań świata realnego, jego przeżywania, a związanego z bliskimi osobami, szczególnie z babcią i z wybranymi przedmiotami. (…) Pozornie przypadkiem wybrane elementy tworzą w sumie pewien określony świat, który w tym ma swoją siłę prawdy, prawdy natury tego świata, jego poetyki. Jest to świat, w którym autorka odwołuje się do symboliki biblijnej i chrześcijańskiej, do wspomnień dzieciństwa, do przestrzeni opowieści. Przedmioty z jej malarstwa przechodzą przeobrażenie, wchodzą w stan znaczeń uniwersalnych. Ona ten swój świat próbuje przedstawić za pomocą własnego języka malarskiego. Bliskie realności przedmioty są zestawione ze swobodną płaszczyzną obrazu odpowiednio do potrzeb wyrazu, nastroju i znaczenia. Gama kolorystyczna wyciszona z bogactwem odcieni szarości, od ugrów i zgaszonych czerwieni po błękity z ciemnobrązowymi konturami. Jest to świat pełen tajemniczej poezji osiąganej za pomocą ciekawie przedstawionych treści w harmonii ze swobodną ich ekspresją.”